poniedziałek, 30 marca 2009

sprawozdanie z objazdu...

Z Kashanu udalismy sie do Esfahan, znaczy jest to taki Krakow Iranu - dobrze zachowana stolica panstwa z okolic XIV wieku. Zwiedzamy mosqi, walczymy z przekupkami na bazarze i pladrujemy restauracje. Mieszkamy troche z dala od 1,5 mln tlumu, w zasadzie w innym maisteczku w dzielnicy ogrodowej. Codziennie dojezdzamy taksowka do centrum, ktora podsyla i oplaca nam gospodarz tej ogrodowej rezydencji. Takze kazdy dzien konczymy i zaczynami od wysluchania mocnego disco songu z plytoteki kierowcy.

Autobusem przejezdzamy postynno-gorsko-stepowy odcinek do Shirazu i tam zostajemy przez 3 dni w domu dosc ortodoksyjnego chlpaka studenta. Znaczy cala rodzina zyje dosc tradycyjnie i poboznie dlatego tutaj najbardziej odczuwamy islamskosc tego kraju. Trafilo nam sie tam byc w Nowruz (nowy rok) czyli wczasie rodzinnego spotkania. Z synem gospodarza mielismy okazje podyskutowac na temat roznic w naszych religiach. Mysle ze oburzalo go w katolicyzmie to ze ksieza nie moga sie zenic i nie pracuja jak zwykli ludzie. Nam z kolei tlumaczyl ze hadzab jest dobry dla kobiet i ze jesli bysmy przeczytali pare madrych ksiazek to zrozumielibysmy dlaczego. Porownal zloto do kobiet, znaczy chodzilo o to ze jesli czegos miej to bardziej cenne. Czyli jesli mniej widac kobiety to jest ona bardziej cenna dla meczyzn. Znaczy mial w glowie duzo takich regulek ktore mysle, dosc bezkrytycznie przyjmowal, przez co moglismy odczuc jak naucza sie tu prostych ludzi. Nocowalismy tez w Shirazie jedna noc w mieszkaniu studenckim, znaczy jeden lokator byl studentem prawa i pracowal nocami jako takzowkarz. Drugi koles byl w sluzbe wojskowej - 18 bezzwrotnych miesiecy z zycia ktore oddaja w sluzbie panstwa. Smiali sie pokazujac na wszyte na mundurze etykietki jednostki i imienia zolnieza: "Tu jest napisane kto traci czas, a tu jest napisane gdzie on ten czas marnuje." Poza tym w Shirazie odwiedzilismy mauzolea Sadiego i Hafeza, 2 z 4 wielkich pisarzy Perskich oraz Persepolis. 

W Busher, zatoki zdecydowalismy sie nocowac w namiotach razem z Nourozowymi turystami. Udalo nam sie spotkac na przytanku autobusowym o 5 rano pare (znaczy maluzenstwo) z  Tehranu z ktorymi spedzilismy nastepne 1,5 dnia. Nad morze dotarlismy przed switem. Udalo nam sie zakupic swierzy chelb i spozyc sniadanie przy wschodzie slonca - dobry patent miod ze smiatana na kanapke. Na obiad udalo nam sie uzmarzyc swierze ryby z bazaru na mini ruszcie z aluminiowej kratki i kamieni. Kolacja tez byla recznie robiona takze  w sumie polowe dnia spedzilismy na przygotowywanie posilkow. Pozostaly czas spozytkowalismy na kapieli, smiganiu na rybackiej motorowce, spaniu i puszczaniu latawca. Kolejnego dnia rozstalismy sie z Teheranczykami i pojechalismy do Kangan. Tam znowu rozbilismy namioty w Nowruzowym terenie zageszczonym turystami. Zostalismy tam zaproszeni na obiad do sasiednich namiotow, czesto ludzie podchodzli i zagadywali takze milo spedzilismy tam czas. Monika schlodzila sie calym ubraniu kapiac sie w zatoce - na wybrzezu jest juz goraco. W Bandar Abbas bylo jeszcze cieplej - tam dotarlismy nastepnego dnia.
W 6 godzin odpoczelismy przed nastepna 24 godzinna podroza autobusem na polnoc kraju.

Teraz pisze z Mashadu, siedzimy u hospitality clubowego hosta juz od chyba 3 dni. Przedluzamy wize na nastepne 30 dni, zwiedzamy okolice i odwiedzmy znajomych w Mashadzie. Spotykamy tu wiele osob ktore sa dobrze zorientowane dobrze w sytacji polityczno spoleczniej wiec czujemy tu sie bardzo zachodnio. Ale o tym moze kiedy indziej...

sobota, 28 marca 2009

photos

نوروز - Nowruz

Już w czwartek, rozpoczyna się wzmożony ruch na drogach iranu. W tym roku w piątek, naszego 21 marca, wypada nowy 1388 rok. Stare sparciałe samochody osobowe wyległy na ulice. Poza nimi wszedzie tu obecne nowsze rozpoznawalne Peugoty Parsy, Sapie (tutejsza marka) i Kie Pride-y. Jadą z północy do Esfahanu i Shirazu, ze wschodu do Moshadu. Do miast turystycznych lub w odwiedziny rodzinne. Jadą z tobołami i kołami zaposowymi zawinietymi dywanem na dachu, całymi rodzinami, po trzy osoby z przodu, z dzieciakami z tył. Poza nimi Iranczycy tłoczą sie w pociągach i autobusach. Wsiadają po trzy cztery osoby na motory. Masa ludzi wyrusza w podróż. Na drogach miają gęste posterunki policji i postoje z pomocą medyczną. Przecinaja wąwozy skaliste, stepy pustynne i wszelkie tereny górzyste. Pod rekę zabierają rowniez zieloną trawę i złote rybki w nylonowym worku - elementy haft sin-u. Niektóre z rybek, nawet karmione cukrem, nie doczekają się nawet nowego roku. (Haft sin to odpowiednik naszej choinki - symbol ustawiany w mieszkaniu na święta składający się z siedmiu (haft) rzeczy zaczynajacych sie na litere s (sin) jak np. Sib - jabłko). Niektórzy jadą więc samochodami powoli, ostrożnie srodkiem jezdni blokujac ruch. Autobusy podążają sinusoidą od krawędzi drogi do pasa środkowego, znaczy taki styl mają kierowcy. Ciezarowki staraja sie blokowac lewy pas. Reszta kombinuje, slalomem wyprzedza na trzeciego, bez migaczy, prawą stroną , jak sie da. Ciagna się tak autostradami aby wieczorem dotrzeć do rodziny lub znajomych. Mogą też rozbić namoty w specjalnie przygotowanych i strzeżonych parkach miejskich. Wiele samochodow zatrzymuje się jednak w drodze, tak że wieczorem na chodnikach, pżoboczach, rondach, plażach, polach dźwigają się duze rodzinne namioty.

Następnego dnia, w "sylwesra", zaczynaja się rodzinne odwiedziny. Zwyczajowo odwiedzaja krewnych i znajomych przez następne dwa tygodnie. Rozpoczyna się równierz wielka tułaczka po atrakcjach turystycznych i kurortach wypoczynkowych. Pod kasami ustawiaja się kolejki po droższe w tych dniach bilety, na ulice wychodzą handlarze latawców,recytatorzy wierszów czy żebracy. Rozpoczyna się nieustanne filmowane wszytskiego i wszytkich, ustawianie do zdjęć i wchodzenie w kadr. Dzieci rozpoczynające dziś dwu tygodniowe wakacje, wyrywają się rodzicom, plączą pod nogami, wyrywają kwiatki i moczą buty w sadzawkach. Ziwdzanie zabytków, parków i pałaców umila słodka muzyka, zapach kwitnących kwiatów lub deser faludże, czyli lody makaronowe (ochyda:) ).
Nadchodzaca zmiana roku wywołuje ekscytacje członków rodziny u której mieszkamy. Dwunasta wybija w tym roku o 13:15. Zamiast fajerwerków jest wspólna rodzinna modlitwa. Na tą chwile wszyscy zbieraja się w salonie gdzie jest rozłożony Haft-sin. Ojciec rodziny prowadzi modlitwe a raszta przytakuje czy potwierdza jakimiś słowami. Dalej rodzina sklada sobie zyczenia i wysluchuje oredzia przywodcy duchowego Chameiniego który pokazal sie w TV. Ojciec wysluchuje rowniez z uwagą przesłanie noworoczne pana prezydenta. My zaś zjadamy pomarańcze z haft sinu o i zyczymy wszytkim szczesliwego nowego roku. Kolejne dni Nowruzu spedzamy z Iranczykami w podrozy po wioskach wzdluz zatoki Perskiej.
W  parkach, podworkach szkolnych, na chodnikach i rondach jest gesto od namiotow. Rano wiekszosc z nich jest zwijana i do godzinn popoludniowych jest w miare pusto. Wieczorem nowi lokatorzy okupuja co dogodnmiejsze miejsca. Obok namiotu rodziny czesto rozkladaja swoje dywany i tam przygotowuja obiady na butlach gazowych. W sasiednich namiotach czesto rezyduja krewni, tak ze moga wspolnie spozywac ryby w ryzu czy kebaby kurczakowe itp. W ciagu dnia dzieci rozrabiaja na placach zabaw, jezdza na rolkach, rowerach, gonia sie po parkach. Rodzice w ten czas zmywaja naczynia w pobliskich lazniach meczetowych czy szkolnych (gdzieniegdzie miasto rozstawilo beczki woda). Potem jest czas na integracje z sasiedztwem przy szklaneczce czaju.  W tym czasie mozna juz zaczac zwiedzanie turystycznych atrakcji w okolicy lub kompiele w zatoce. Mozna tez kupic badbadak (latawiec) od dracego sie, na przekor szumowi morza, obwoznego handlarza. Lubie patrzec jak ojcowie instruujac dzieci jak poprawnie operowac latawcami, w swym zaaferowaniu wyrywaja dziecia szpulki i jak w hipnotycznym transie wracajac do swych dzieciecych lat wpatruja sie kolorowe sylwetki swoich skrzydlatych zabawek niesionych wiatrem wolnosci i szczescia promienieja z radosci w blasku cudownego slonca.. podczas gdy niezauwazone dziecie niemal zanoszace sie placzem szarpia ich nogawki. Do poznych godzin nocnych trwa odpoczynek: wysiadywanie przy namiotach, spacerowanie po plazy czy biwakowanie na trawie. Wszytko to w bliskiej obecnosci setek turystow, wsrod okrzykow handlarzy, dymu ognisk i spalin samochodowych i turlajaych sie smieci. Znaczy nie tak do konca ralaksujaco. 

czwartek, 26 marca 2009

blogger

cos blogger.com szwankuje... moze z tego samego powodu dla ktorego nie mozna tu np. sciagnac "picasy" : "Thanks for your interest, but the product that you're trying to download is not available in your country @2006 Google

Wysylam posty mailami. a wiec nowe zdjecia: picasaweb.google.com/radoslaw.winkler/Esfahan?feat=directlink

Im bardziej na wschód...

Im bardziej na wschód tym więcej bezpańskich psów, tym więcej wysokich kolorowych krawężników. Więcej malowanych ciężarówek z melodyjnymi klaksonami. Więcej ludzi mieści się na motorze. Coraz częściej można zobaczyć butelke wetykniętą mięcey lusterko a kabine ciężarówki - patent na lodówkę, mycie szyb gazetami, chłopaków chodzących za rękę. Coraz wiecej coraz tanszych taksowek na ulicach.

tv

Mozna wieczorem usiąść na kanapie w wielkim salonie. Mozna, czując pod stopami jeden z kilku ogromnych perskich dywanów, dzielić ta przestrzeń z Irańczykami. Można z nimi wspólnie oglądać szkło telewizora. Można wspólnie z nimi, przeskakując po kanałach, oglądać żyły na napiętej twarzy nieznanego im Stinga, można słuchać Iran rocka, można z nimi podziwiać armeńskiego jazzmana, można przeplatać hip-hop z NY z absolutnie szmirowatym iran disco, można godzinami wpatrywać się kalejdoskopowe stylizacje, nierealne scenerie, karkołomne zmontowane stylizowane wideo klipy, wijące się murzynki nie tylko bez czadorów. Można na to wszytko spojrzeć ale nie da się pojąć dlaczego trzydziestoletni Irańczycy trawią video sieczke w rytm zajadłego disco. Czemu 70 letni staruszkowie chłoną epileptyczne obrazy rozbestwionych madonn, riki martinów i ich irańskich nieudanych odpowiedników... Znaczy w takich chwilach czuje wewnętrzny generalny brak spojnosci kognitywnej czy cos tam :)

środa, 18 marca 2009

کاشان - Kashan

Z Tehranu udalismy sie autobusem w strone Kaszanu, ang. Kashan, pers. (nieczytelne), czyt. Kasząn. Zamysł był taki zeby dotrzec do must see Iranu Esfahanu, zatrzymujac sie po drodze w uroczej miescinie. Jest tu wspanialy bazar oraz ciekawe rezydencje z dawnych czasow. To znaczy z czasow przed Pahlawowych i rewolucyjnych - czyli spokojnie mieszcza sie kategori poprawne politycznie. W przeciwienstwie do Azadi Tower w Tehranie. Jej symbolika po rewolucji ulegla znacznej rekonstrukcji . Znaczy jest to teraz wierza rewoluciji. W podziemnej jej czesci wygospodarowano muzeum ku czci Iranu, rewolucji, ludu oraz jej przewodcow. Mozna tam np. spotkac recznie robionego humoidealnedo robota przez iranskich studentow grajacego patetyczny hymn rewolucji albo futurystyczno socrealistyczne makiety np. Edukacji iranskiej.
Wracajac do Kaszanu, dzieki zyczliwosci miejscowych udalo nam sie zwiedzic dosc duza czesc okolicznych zabytkow bo poza ww. udalismy sie rowniez do wioski Abyaneh oraz na pustynie i slone jezioro. Znaczy z iranczykami to jest tak ze w ramach swojej goscinnosci dokladnie opracowuja plan wycieczek turystycznych swoich gosci i nie pozwalaja aby jakikolwiek atrakcyjny widok uciekł sprzed ich 10 mega pikselowych matryc. Dziwi wiec brak szelestu flashow japonskich turystow w tak turystycznych miejscach. Mozna sie jednak spodziewac iz inne powody maja tu znaczenie rozstrzygajace... Tak wiec Kashan bedziemy kojarzyc z bardzo uporzadkowanym planem dnia i precyzyjnym jego wykonaniem. Wczoraj udalo nam sie wyrwac chwile spontanicznosci i nie wziazc sugerowanej taksowki lecz zalapac sie na stopa.
Mloda zona, rownie mlodego kierowcy obchodzila wowczas swoje urodziny. Po drodze zatrzymalismy sie w takim skalistym wawozie z odrobina plaskiego terenu i trawy na dnie w celu celebracji urodzin. Obok innych piknikowiczow rozlozyli oni -mlode maluzenstow (wg. Moniki para wiec nie wiadomo) kocyk i szisze (po persku to inaczej na to mowia) . Mlody kierowca przyczail sie z tortem niespodzianka i ze sztucznym ogniem na swoja malzonke. My cala te sytacje poczytalimy za atrakcje turystyczna wiec skonczylo sie kolejnym naswietlaniu naszych wielo mega pikselowych matryc. Z kolei to mlada pare popchnelo do nagrywania filmow naszego wykonania 'sto lat' , na co mu odpowiedzielismy zkomasowanym atakiem z dubeltowki naszych obiektywow dajacych nam sile nagrywania przeciwnika rowna 17 mega pikselom w filmie i fotografi symultanicznie...
Apropo goscinnosci perskiej to sposobów jej wyrażania jest wiele. Bylismy goszczeni przez kilka dni w dosc małym mieszkani młodego małżenstwa. W tym czasie sponsorowali nam oni wszytkie posiłki, zachcianki typu ciasteczka na miescie, mapy iranu czy upominki dla przyjaciół nie wspominajac o taksowkach, metrze czy autobusach. Nie dotyczy to wyłacznie naszych gospodarzy. Przypatrujac sie pracy piekarzy z ulicznego chodnika zostalismy zaproszeni do srodka oraz obdarowali plackiem chleba. Przechodnie na ulicy widzac jak wytrzeszczamy oczy na widok ogromnych plackow chleba roznież nas czestowali. Często zdarza się że osoba z tłumu podchodzi i pyta czy nie potrzebujemy pomocy i nie ma to żadnego podtekstu bakszysz. W Kaszan bylismy podworzeni w pod points of interests i przeworzeni do rodzicow gospodarza na wszytkie posiłki w tym czasie. Dostaliśmy rownież w tym okresie osobne mieszkanie w centrum miasta. Irańczycy doskonale orientują się we wszystkim co warto zobaczyc w okolicy i usilnie tam prowadzą. Czasem jednak w swej goscinnosci przekraczali naszą granice suwerenności. Kontrolujac co pół godziny nasze położenie i stan wykonania zwiedzania. W kafejce internetowej Mohammad kontrolowal przez pół godziny stan naszego wykonania zadania: pisanie maili. Na szczesci się znudzil i dał nam pół godziny sam na sam z monitorem, po czym wrocił i kontynuował...

piątek, 13 marca 2009

تهران - Tehran

Tehran. Ogromne szare miasto ciagnace się pod zboczem gór Alborz. Rozległa płaszczyzna pokryta szarymi klockami budynków tanacymi w szarym smogu. Gigantyczna metropolia licząca 15 mln mieszkancow. Nieustanny ruch uliczny - jak krwiobieg tego miasta: chaotyczny, bezpardonowy, niebezpieczny. Spaliny samochodowe (glowny skladnik smogu) z biegiem dnia wypelnia ulice. Tak ze wieczorem nieprzyjemnie sie oddycha - powietrze kłuje w nos. Czteropasmowe aorty miasta opasane głebokimi rynsztokami i szerokimi chodnikami. Do mieszkań, często wysoko ogrodznych zbrojonym płotem, prowadza wąskie jednokierunkowe uliczki przeciete rynsztokiem po srodku. W gęstwinie budynkow giną nawolywania młezinów, tak ze to pianie koguta za miedzą lub okrzyki obwoźnego handlarza sluzą za budzik. Dzielnice miasta położone wyżej u zbocza gór są czystrze, przewiewne lecz droższe. Z centrum można do nich jednak jechac 5 godzin. 60 lat temu znajdowaly sie tam osobne miejscowosci słuzace jako miejsce wypoczynku teheranczyków, dziś są jednak wchłonięte przez metropolie. Południe miasta biedniejsze, a calość budowana bez żadnego pomyslu czy planu.

Po rewolucji nazwy ulic przechrzczono nazwiskami szachidow (znaczy menczennikow narodu iranskiego). Jeżeli w danej dzielnicy mieszkał zołniez który zginął, jednej z ulic w jego okolicy nadaje się jego imie. Tak więc ulice Rozane, Brzozowe i Tulipanowe po rewolucji kojarza sie raczej z męczeństwem. Niemniej pamieć ludzi do starych nazw nie ustała w Teheranie. Jedną z ulic nazwano imieniem zabojcy egipskiego polityka, przez co Egipt zerwal niegdyś stosunki z Teheranem. Zatloczone ulice poza bilbordami zdobia rowniez wizerunki menczennikow oraz Chomeiniego i Khameneiego. Podobnie sklepy okraszone (przymusowo/przepisowo) zaostały portretami owych duchowych przywodców. Sprawia to wrażenie że wielki brat Chomeini ciagle patrzy - ale o tym może innym razem...

sobota, 7 marca 2009

ايران - Iran - pierwsze wrazenia

W narozniku budynku przejscia granicznego na metalowym krzeselku, poslanym poskladanym kocem, siedzi grubszy facet. Przednim komodka, na niej maszyna kserujaca. Jest tam obok okna gniazdko z pradem, na blacie spoczywa stertka papierow. W komodce kubek, butelka wody i to chyba wszystko. Pewnie w kieszeni ma pieniadze w roznych walutach ktore oferuje przechodniom wymienic. Poza tym zajmuje sie kserowaniem formularzy potrzebnych do przejscia granicy - jest monopolista. Zyje z tego ksera i z tej wymiany walut, na tym swoim krzeselku na poskladanym kocyku.
Iran to kraj mezczyzn. Wiecej ich na ulicach w kafejkach, sklepach. Sa glosni, lubia wyrazac swoja opinie, nawet w pusta przestrzen. Sa takze rozmowi i weseli. Pierwsza rozmowe z Iranczykiem odbylem przy (mocnym) piwie w autokarze (w Turcji). W pierwszych slowach zapewnial ze turbanowcy sa zli i ze mnie kocha, ale byl wciety. Potem okazywali sie juz tylko coraz bardziej goscinni.

poniedziałek, 2 marca 2009

Carbo Medicinalis

hmm... ten macedoński Carbo Medicinalis nie jest tak słodki jak nasz... zostajemy jeszcze jeden dzień u Natalii, w Skopje :|