wtorek, 29 stycznia 2013
Li, Mae Wa, Sukhotai
Nocowalismy w parku Mae Wa, ktore wymawia sie 'mełła'. Kampingu dozorowal gadajacy do siebie straznik. Z nudow grywal sam ze soba jeszcze w mini bilarda. Nie byl grozny a wrecz bardzo pomocny: dal wody, udostepnil wiate jak sie rozpadalo i nawet latarke pozyczyl jak stwierdzil ze po deszczu wychodza węże...
Zskoczyla nas wczoraj w nocy ta burza a dzisiaj jest juz pochmurna pogoda. Troche tez nie przemyslelsimy trasy i wyladowalismy dzisiaj na autostradzie. Po 10 km machnelismy na to reką i od razu zatrzymal sie pick up. Dzisiaj wiec odpoczynek od pedalowania i nocowanie w guest housie z bladymi twarzami.
Zdjęcia
poniedziałek, 28 stycznia 2013
Op Luang, Doi Tao
Wczoraj z kolei wlasciciel zajazdo-kampingu przekonywal nas ze lepiej spac u niego w domku niz w namiocie bo w nocy pełzaja w okolicy kobry i ze sa niebezpieczne. Domku nie wzielismy ale stres byl z tymi wezami...
Jesli chodzi o geografie to generalnie z gor zjechalismy na lekko pofalowane rowniny. Mniej wspinaczek ale z kolei na dole cieplej ok 33 C. Niektore odcinki bez cienia o godzinie 1300-1500 sa dosc uciazliwe. Dlonie slizgaja sie na kremie do opalania na rozgrzanej kierownicy, jedyny wiatr to własny i to przy zjeździe w dodatku jest cieply, spalamy okolo 6 litrow wody na 100km... (Po 1300 cieplej wody). Oczywiscie to nie wszystko bo po drodze bywaja i ice kofi i zimna kola :) na szczescie Tjowie znaja sie na kawie i nawet w malych miescinkach przyzadzaja ja wybornie :) faktem jest ze strasznie duzo słodza...
Zdjecia: https://picasaweb.google.com/101107795227668578851/ObLuangDoiTao
zjazd: http://www.youtube.com/watch?v=V2tHHTAOPhM&feature=youtube_gdata_player
sobota, 26 stycznia 2013
Khun Wang, Mae Chaem
W Mae Win nocowalismy w namiocie przy pensjonacie. Brdzo ladnym z reszta. Projektowanym przez wlascicela, ktory osiedlil sie tam a pochodzil z Bangkoku. W pensjonacie goscili rowniez znajomi tego architekta i bawili sie do pozna w nocy. Wciagneli mnie na dwie partyjki oczka - tej gry co sie zbiera 9 punktow. Grali na kase i chichrali sie do pozna w nocy. Takie smiechy, wrzaski chichy co sie slyszy w sciezkach dzwiekowych w japonskich filmach - ni to krzyk, ni to smiech...
Wogle dziwna rzecz ale najwiecej turystow w Tajlandii jest z... Tajlandii. Wczoraj, niedaleko Khun Wang, rozbilismy namiot na takim polu kampingowym, gdzie byly i domki i przygotowane rozstawione namioty. Poza nami byli tam sami tajowie i na szczescie potrwfili nam przetlumaczyc menu w restauracji. Podpatrujemy tez jakie oni placa ceny, zeby miec rozeznanie w naciagaczach.
Dzisiaj dojechalismy juz prawie do Mae Chaem. Ostatnie 20km w dol po takich serpentynach ze az felgi sie grzaly od chamowania, a w powietrzu unosił się zapach palonych klockow hamoucowych - samochodowych. Przy zachodzacym sloncu widoki byly fantastyczne, tylko czas naglił zeby dojechac do jakiejs miesciny i znalezc miejsce do spania. Przed samym zmrokiem udalo nam sie dotrzec do takiego miejsca i teraz siedze przy sztucznym swietle z ogrodowych latarenek. Noc zapadla ciemna, świerszcze świerszczom, kots tam dole brzdęka i stuka w bęben, krowy w polu muczą, a za tuz za plotem szumi droga. Jest 2015 i idziemy spac.
Trasa z endomondo http://www.endomondo.com/workouts/153738260/4298240 :)
Paczka zdjec : https://picasaweb.google.com/101107795227668578851/MaeChaem
2 paczka: https://picasaweb.google.com/101107795227668578851/KhunWang
wtorek, 22 stycznia 2013
Mae Win
Po drodze spotkslismy amerykanke w wieku ok 50 lat samotnie podruzujaca na trzykolowym ustrojstwie o napedzie rowerowym. Czekala na otwarcie ambasady chinskiej... (myrtletheturtle.me)
Dzisiejsza paczka zdjeciowa: https://picasaweb.google.com/101107795227668578851/MaeWin
poniedziałek, 21 stycznia 2013
Jutro ruszamy
niedziela, 20 stycznia 2013
Pociag
Nareszcie znowu jest cieplo. Jest rano i mamy za soba nocleg w pociagu, w przedziale pelnym bialasow. W nocy bywa ok 29 C w bangkoku wiec na stacje przyszlismy ubrani jak na molo w sopocie. Gdy ruszylismy i pociag nabral rozpedu to przez te wszystkie nieszczelnosci wytworzyl sie staly zimniy przeciag w wagonie. Stopniowo nas on tak wychladzal ze nad ranem bylismy ubrani w nagrubsze ubrania i zawinieci jak cukierki w spiworach unikajac wzroku tych misiow zelowych ktore zapomnialy swoich kubraczkow z europy.
W bangkoku zamieszkalismy w hostelu u Iwana. Lokal ten znalezlismy przes airbnb i generalnie sprawdzil sie. Pod domem mielismy sporo miejskich arrakcji typu 7/11 (czyt. Żabka), fryzjer, restauracyjki, masaz z czego wszystkiego udalo nam sie zakosztowac. Sama wizyta nie byla jakos najlepiej zaplanowana bo sporo czasu stracilismy na organizacje ekwipunku na trase. I tak przykladowo jednego dnia odbylismy podroz do siam center ogromnego centrum handlowego, do ksiegarni ktorej rekomendacje znalezlismy w lonly planecie (przewodniku). Pojechalismy tam poniewaz nie znalezlismy map w 7/11 obok hostelu. Jak sie okazalo w siam center tez nie bylo wszystkich ale za to byly w drugim 7/11 obok hostelu. Podobnie trzeba bylo zorganizowac sobie kartony na rower na powrot itp.
Ostatecznie udalo nam sie odwiedzac rozne czesci miasta, zajrzec do niektorych zabytkow i nawet troche pojezdzic rowerami w ostatni dzien jak juz je zupelnie poskrecalismy. Samo jezdzenie nie jest przyjemne ze wzgledu na ilosc spalin ktore sie wdycha, niemniej jednak poruszanie sie w tym ruchu ulicznym nie bylo tak stresujace jak w iranie czy nie wiem jak stresujace bylo by w bombaju. Kierowcy utrzymija zwykle jakis dystans, nie zajezdzaja drogi i zostawiaja zawsze troche miejsca na motocykle. Trabi sie duzo ale nie tak duzo zeby powstal z tego ciagly jazgot. Sam ruch ulilczny jest wolny bo na niektorych swiatlach czeka sie powyzej 130 sek.
Dobrze bede wspominal stragany z owocami rozsiane po calym miescie. Nie wazne czy jest to bazar czy nowoczeosone centrum handlowe, zawsze gdzies przy wysciu stoja straganiaze. W oszklonych wozeczkach wypelnionych lodem chlodza sie arbuzy, papaje czy ananasy. Za 2 zl mozna kupic takiego swierzego zmrozonego obranego i pocietego owoca. Poza tym oferuja tez swierzo wyciskane soki z granatow, mandarynek, truskawek.
I jrszcze video kapliczki w Bangkoku: http://youtu.be/9EgFw7FGQtk
piątek, 18 stycznia 2013
BKK
No to witaj azjatycki świecie! Dotarlismy i juz powoli zaaklimatyzowalismy sie w Bangkoku.Wszystkie te dziwne elementy ze wschodu, które dobrze znamy, jak kolorowe ciężarówki, wysokie chodniki, stragany na ulicach, tłumy ludzi oczywiście i tu skejaja się w ta wielowątkową mozaikę miasta. Poza tym jest to równocześnie nowoczesna metropolia ze skytrainem, opaslymi hotelamy, nowoczesnymi apartamentowcami i gigantycznymi centrami handlowymi. Taka mieszanina Bombaju z Barcelona. Aktualnie nawet pogodowo. Można by powiedzieć ze bombajską duchote rozpuszcza tu środziemnomorska bryza. Oczywiscie w pierwsze dni wyłapujemy mnostwo orientalnych rozwiazan. Przykładowo zielone migacze,
przydroznie sprzedawane krojone obrane ananasy z przyprawą składającą sie z mieszaniny cukru soli i czegos ostrego( ale o jedzeniu to pewnie powstanie osobny post jesli nie osobny blog), swiatła uliczne o tak dlugim okresie wyczekiwania na zmiane ze tuk tuki gasza silniki, motocyklowe taksowki - poki co nie widzialem zeby zabieraly wiecej niz jednego pasazera, reklama truskawek z korei. Przede wszyskim zaś ten ruch lewostronny!!
Jest to nasz 3/4 dzień i udało nam się już czesciowo pozbyć dżet laga i nawet rozdeptac trochę tutejsze zabytki. Plan jest taki ze jutro pakujemy walizki i uderzamy na północ do chiang mai (nie wiem jak to się pisze ani jak wymawia).