poniedziałek, 28 stycznia 2013

Op Luang, Doi Tao

Ostatnie dwie noce troche nas stresowaly. W Op Luang wypalano trawy w lasach. Na poczatku myslelsimy ze to pozar bo dymu bylo gesto w wawozie w ktorym spalismy a zza gory bila czerwona łuna i gdzieniegdzie widac bylo zywe plomienie. Poszedlem dowiedziec sie u straznika, bo byl to park narodowy, co on o tym mysli. Generalnie mlody chlopak na moje tlumaczenia usmiechnol sie i zapalil zapalniczke. Sam sobie dopowiedzialem aha no problem yes? On dalej sie usmiechal. Troche uspokojeni jego podejsciem poszlismy spac.
Wczoraj z kolei wlasciciel zajazdo-kampingu przekonywal nas ze lepiej spac u niego w domku niz w namiocie bo w nocy pełzaja w okolicy kobry i ze sa niebezpieczne. Domku nie wzielismy ale stres byl z tymi wezami...
Jesli chodzi o geografie to generalnie z gor zjechalismy na lekko pofalowane rowniny. Mniej wspinaczek ale z kolei na dole cieplej ok 33 C. Niektore odcinki bez cienia o godzinie 1300-1500 sa dosc uciazliwe. Dlonie slizgaja sie na kremie do opalania na rozgrzanej kierownicy, jedyny wiatr to własny i to przy zjeździe w dodatku jest cieply, spalamy okolo 6 litrow wody na 100km... (Po 1300 cieplej wody). Oczywiscie to nie wszystko bo po drodze bywaja i ice kofi i zimna kola :) na szczescie Tjowie znaja sie na kawie i nawet w malych miescinkach przyzadzaja ja wybornie :) faktem jest ze strasznie duzo słodza...


Zdjecia: https://picasaweb.google.com/101107795227668578851/ObLuangDoiTao




zjazd: http://www.youtube.com/watch?v=V2tHHTAOPhM&feature=youtube_gdata_player

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz