Do trzeciej po południu nie padało i dość sprawnie podróżowalismy między polami ryżowymi i wioseczkmi w strone Pitsanuloku. Ok 1500 złapał nas deszcz przy obiedzie - na 20 km przed celem. Do 16 tej nie przestało padac wiec wyruszylismy zeby przed zmrokiem dotrzec do jakiegos guest hausu. Słońce zachodzi tu ok 1830 i od razu robi sie ciemno. Ruszylismy w ten deszcz. Droga przed miastem zrobiła sie dwupasmowa, przybyło rozpędzonych samochodow i zgestniał deszcz. Tak intensywne ulewy żadko sie w Polsce zdarzają. Na poboczas spływala woda w formie strumieni albo robiły sie gigantyczna kałuże. Oczywiście totalnie przemoklismy w pierwszej minucie. Widocznosc na ok 100m, szaro. Niektorzy skurerzyści zatrzymywali sie na poboczu. Jeden z takich powiedział ze od 11 lat nie padało w styczniu. Najprzyjemniejsze w tym wszystkim bylo to ze temperatura nadal była wysoka. Zawsze sobie wyobrarzałem rownikowe ulewy jako cos przyjemnego i faktycznie takie to było. Moze poza tym że bylismy na autostradzie. Gdy wjechalismy do miasta stan wód drogowych jeszcze się podniósł i momentami pedałując moczylismy sandały w wodzie.
Dzisiaj już nie padało i o ile było pochmurnie o tyle przyjemniej sie jechało. Krajobraz zrobił sie monotonny: pola ryżowe, wioseczki, rzeki, miasteczka. Jak tak jade to myśle sobie ze powinienem napisać posta "Czego nie widać na pocztówkach z Tajlandii". Narazie na pewno były by to swory bezdomnych obszarpanych przydrożnych psów, rozjechanych węży, produktow w sklepach w mini rozmiarach ( Taj w Polsce pewnie czuł by się jak my w ameryce - "... A w sklepach mają tam normalnie tablice czekolad: 200 gram!"), cieknących syfonów pod umywalkami, ba! cieknące - dobrze jak wogle są, komarow, żerdzi na wysokosci kostek w stołach. Ale dość narzekania bo te zielone pola ryżowe, palmy czy owoce na straganach dają rade :)
Zdjecia: https://picasaweb.google.com/101107795227668578851/Phitsanulok
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz