Zobaczylismy ciekawostki gastronomiczne ulicznego bazaru: łodygi lotosu, żółte arbuzy, oskalpowane żaby, usmażone szczury, słodycze gotowane na parze, podsmażane robaki, koniki polne czy chrabąszcze, grilowane plasterki bananów w syropie na patyku i inne nieznane mi owoce. Weszlismy do chińskiej światyni gdzie odbywały sie proby tańca smoka bo nowy chiński rok tuż tuż. Okazuje sie ze jest taka tradycja ze w nowy rok spala sie np. części garderoby ktore chce sie przekazać swoim zmarłym. Unoszący sie dym zanosi je do nieba. Na straganach teraz sprzedaje sie papierowe imitacje takich rzeczy, więc mozna kupić papierowe buty, koszule, ale także iPhoney i iPady z tekturki.
Rano poszlismy do watu. Raz na tydzien mają zwyczaj przynosić jedzenie do światyni mnichom. Na podwyższeniu siedza tacy w pomarańczowych szmatkach i zajadają. W zasadzie otoczeni są mnótwem misek z jedzeniem ktore przynoszą wierni. Wygląda to dość zabawnie bo ci szczupli mnisi sa bez szans na skonsumowanie takich ilości jedzenia. Poza tym cześć jedzenia jest ofiarą dla buddy i jest stawiana przed figurami w innych miejscach świątyni. My też nasypaliśmy do miesek ryżu wielebnym ktory przygotowała dla nas w tym celu Amorak. Sporo szcześcia mielismy spotykając ja bo zdołała nam sporo pokazać z tej Tajlandi ktora jest dla nas niedostępna ze względu na język.
A tak zupełnie rano, gdy spaliśmy na dziedzińcy podstawówki obudziły nas śpiewy mnichow. Znaczy jeszcze przed świtem. Chwile później włączył sie radiowęzeł na full i puszczono jakiś monolog z podkładem soundtracka z tytanika. Straszne. Amorak tłumaczyła ze to było przypomnienie o dzisiejszym święcie... Ale żeby takie informacje przez pół godziny nadawać o szóstej rano ...
Tak wiec posówamy sie na południe koleją z planem ominięcia Bangkoku i dotarcia w okolice zatoki Tajskiej.
Zdjecia: https://picasaweb.google.com/101107795227668578851/BangMunNak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz