wtorek, 26 lutego 2013

Jedzenie tajów

To chyba ta gałąź kultury ktora jest najbardziej odporna na zachodnie wpływy. Jedzenie jest wszędzie, bardzo tanio i na ostro.
Łączy się tu ze sobą smaki które u nas sa nie parowalne. Słodki naleśnik z budyniem waniliowym, rodzynkami z... ketchupem czy majonezem, wędzone słodkie oblaty.
Dużo sie smarzy na głębokim oleju. Pomijając już robaki i skorpiony wszelkie potrawy makaronowe czy ryżowe przyżądzane są na krótko przed podaniem w wysokiej temperaturze oleju. Prawie zawsze więc jest świeżo i teoretycznie bez bakteryjnie. Dostępne są smażone lody w panierce!
Dużo jest też grilli. Zrobione najczęściej z przepołowioinej beczki metalowej, dymią już od samego rana pomiędzy innymi stoiskami. Griluje sie mieso, kiełbasy i morskie stwory. Wieprzowine czesto nadziewaja na cienki patyczek i sprzedaja w forme takich grilowych lizaków. Czasem ratowalismy sie wlasnie taka wędzona wieprzowiną z rana. Do tego woreczek klejacego się ryżu i to już dobrze imitowało śniadanie.
Niemniej właśnie poranne posiłki, zwłaszcza na trasie bywały problematyczne, zwłaszcza w muzumanskiej cześci tajlandii. Garkuchnie na południu z symbolem półksiężyca nauczylismy sie omijac. Zwykle stoi tam kilka garnków z ostrymi potrawami mięsnymi/rybnymi czasem już ostygłymi. Wybór potraw spory ale nic nam tam nie podchodzilo. Pojęcie o śniadaniu zachodnim, serwowanym w turystycznych miejscach, to liche 2 tosty z dżemem. Przywyklismy wiec do zupy makaronowej podawanej w wielu miejscach rano: wywar rosołowy na mięsie lub rybie(o smaku esencji zupki chińskiej) makaron ryżowy do wyboru ( gruby, cienki, niteczki, żółty) szczypiorek, grilowany czosnek, gotowane mięso (krojone, mielone, meat balle) plus czasem jakieś dziwne dodadki ktorych źródeł nawet nie da się domyśleć. Inni rowerzyści ratuja sie rano jogurtami i musli z siedem-eleven.
Od południa zwykle udaje sie znaleźć jakies miejsce z pad thai: smażony makaron ryżowy w sosie ostrygowym z krojona marchewką, szczypiorek (chyba), małe kukurydze, mieso do wyboru, kiełki bambusa, kapusta i jeszcze jakaś inna zielenina, czasem posypane smarzonymi zmielonymi orzeszkami arachodowymi, sezamem albo nerkowcami. Kosztuje to 3-4 zł!
Poza obcymi smakami zaskakuje forma np. te grilowe lizaki mięsne, gałki lodów wkładane do białej pszennej bułki, smarzone ciasto w długich paskach które w oleju skreca sie i w efekcie wygląda jak wężowy kłębek.

https://picasaweb.google.com/101107795227668578851/RanongPrachuapKhiriKhan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz