piątek, 1 lutego 2013

Ramkhamhaeng

Po wczorajszym dniu bez pedalowania dzisiaj zwiedzanie ruin plus 50 km po plaskim. Zwiedzalismy gruzy Sukhotai dawnej stolicy Tajlandii (XIII w.) choc chyba wtedy jeszcze nie tej Tajlandii - cos jak Gniezno tyle ze im się to juz rozsypało. Zaskakujace jest to jak zmienia sie nateżenie turystow. Sukhotai to miejsce pielgrzymki mnostwa turystow, ktorzy wylewaja sie z klimatyzowanych autobusow pod co lepszymi ruinami. Ale z tego co widzialem tez sa zmeczeni i nie spiesznie wysiadaja przy kolejnych kupkach cegieł o ktorych ich przewodnicy z przejeciem rozprawiają. Tak samo nas zmeczyło piąte czy szóste rumowisko i dalismy sobie spokoj ze stupa podparta słoniami czy okolicznymi watami. Ale stracilem wątek... Apropo tych mnóstwa turystów to teraz jestemy w parku, takim oficjalnym, narodowym, i nikogo tu nie ma. Pustki zupełne. Jakies ogromne owady tu lataja, w koło puszcza, przed nami strome zbocza gór, żaby, świerszcze i co tam jeszcze tak hałasuje ze trudno uslyszec telewizor z transmisja walki byków albo przelatujacego malarycznego komara. Podobnie było w Chaing Mae. Jakiś park poza standardową trasą wycieczek i juz pusto, cicho. Tubylcy z okolicznych wiosek zupełnie zaskoczeni naszą obecnością a 40 km obok stoją kawiarnie z muzyka Britney Spears.

Zdjecia: https://picasaweb.google.com/101107795227668578851/Ramkhamkaeng

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz