Powietrze - wilgotność i temperatura, zapachy przypominają mi Tajlandię, architektura wiejskich zagród Gruzję, drogi trochę Turcję, parterowe domki wyglądają jak w Ameryce, starówki miasteczek jak w Hiszpanii, winnice i folwarki z kamienia, z tymi okiennicami jak na południu Francji, pola dzielone miedzami wyglądają jak te w Polsce. Choć pewnie powinno się powiedzieć że jest na odwrót i inne miejsca tylko mniej lub bardziej mogą przypominać odwieczną Italię. Włochy. Nie ma już tego napięcia żeby było miło, żeby alles klar, nie musi być fantastish bo jest dobrze, już jest. Pomyślałem sobie że my witając się “Dzień dobry” raczej życzymy sobie dobrego dnia. Włosi zaś stwierdzają fakt - tak to brzmi. Tak, Włochy to kraj stworzony do tego żeby go idealizować. Te kilka dni pozwalają rozpłynąć się w pejzażu, odurzyć się zapachem i oglądać Włochów, jak w skansenie, z tym ich pięknym życiem w kafejkach i na targach. Jak zjeżdżaliśmy z Alp miałem wrażenie że każdy kadr byłby dobry na kręcenie filmu. Miło będzie dalej się oszukiwać i zabrać wspomnienie czegoś idealnego, wiecznego.
Nie jedziemy dalej w te niziny. W te upalne płaszczyzny gdzie nawet Włosi tracą wigor. Zapada decyzja żeby wrócić w Alpy gdzie chłodniej i piękniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz