Dziś oznaczało to dla nas zjazd wzdłuż doliny po niewielkim nachyleniu po adaptowanej ścieżce rowerowej. Tunele na przemian z wiaduktami w dół, ciągle w dół, przez jakieś 30 km. 30 stopni słońca, w dół, w chłód tuneli, trochę przy skalistym zboczu, z widokiem na antyczną wioseczkę w dole, dalej wiadukt i kolejny tunel. Ciągle w dół. Obok starych stacji kolejowych przerobionych na kawiarnie, w dół obok strumienia, nad strumieniem, pod autostradą, nad autostradą, w dół. W ogromnej alpejskiej dolinie z widokiem na osuszone koryto drążącej ją rzeki. Gdzieniegdzie siedzieli włosi pod parasolami, na tym kamienistym dnie, na ręcznikach i przenośnych fotelikach, przy wąskiej strużce zimnej wody. Jest taki fragment za Treviso - warto, tu jazda rowerem staje się jeszcze przyjemniejsza. Nie ma samochodów, nie można zabłądzić i w dół, w słońce - wakacje na wakacjach.
Miejsce dzisiejszego noclegu znaleźliśmy dość niespodziewanie w dość wymarzonej postaci. Szerokie zakole górskiego potoku wgryzającego się w białe skały. Wszytko otoczone stromymi skalistymi ścianami gór. Rozbiliśmy się obok kamperowców. Wytaplaliśmy się w stosunkowo ciepłym strumieniu. Teraz szum potoku, świerszcze, ciepło upalnego dnia uchodzące gdzieś do nieba, vino bianco, udziec, oliwki. To nasz pierwszy nocleg we Włoszech. Obawialiśmy się że będzie trudno coś znaleźć, że będą nas przeganiać na płatne kempingi a trafiliśmy to jedno z najprzyjemniejszych miejsc w jakich kiedykolwiek nocowaliśmy.
Dzisiaj jak zrobiło się za gorąco to wskakiwaliśmy do potoku. Nie wiem jak rozpoznawać temperaturę strumienia nie włażąc do niego. Może istnieje jakaś prosta metoda. Przyznaje że po kolorze się nie da. W końcu w jednym potoku można się wylegiwać a innych nie da się utrzymać zanurzonej stopy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz